niedziela, 16 listopada 2014

-1-

Witajcie! 

Od dziś zaczynamy z czymś nowym. Jest to osobiście moja

czwarta przygoda z blogowaniem. Mam nadzieję, że to, co tworzymy wspólnie z

dziewczynami Wam się spodoba i będziecie tu częstymi gośćmi.
To do mnie należy i będzie należeć zaprezentowanie głównej bohaterki. Mam nadzieję, że jej perypetie, nie tylko miłosne, Wam się spodobają i z niecierpliwością będziecie czekać na kolejny rozdział.

Pozdrawiam, no_princess :)


Kolejny ff o Bastille powstał tak spontanicznie jak spontaniczne sny ma Kamila_om. To dzięki jej marzeniom sennym postanowiłyśmy stworzyć „nową historię”. Jest to mój drugi blog tym razem pisany razem z dziewczynami. Moja rola to rola Dana…trudne wieeeeem :D Mam nadzieję że podołam i Wam się spodoba i będziecie się świetnie bawić przy tym tak jak i my.
Pozdrawiam, Ola :)

I pora na moje słowa na Niedzielę... Tak więc jak Ola już zdradziła moja przygoda z Bastille nie dobiegła tak naprawdę do końca. Nawiedzają mnie sny i oto mamy finał. Blog. Cóż, chociaż sama nie tworzę do kolejnych moich opowiadań nowych blogów tak tutaj zrobiłam wyjątek. Mam nadzieję że kreowana przeze mnie postać Kyle skradnie wasze serca tak jak jego starszy odpowiednik w Koraliku. Zachęcam jak zwykle do czytania i komentowania. Ubierzcie pampersy i weźcie rolkę papieru toaletowego! Posikacie się z śmiechu, popłaczecie z emocji jakie będą! 
Polecam to ja... WASZA TUMBURULKA!
PS. Mam nadzieję że wygląd bloga się podoba, tak jak na Tumburulce nagłówek to mój popis "graficzny"


Każda z dziewczyn ma przypisany swój kolor tekstu:
no_princess - zielony
Ola - brązowy
kamila_om aka Tumburulka - czerwony
          


~ 1 ~

    Siedząc przed szkołą Molly czekała na tą Pierdołę. Jak zwykle spóźnioną Pierdołę. Ale i tak była to najlepsza Pierdoła na świecie. Taka kochana tłuściutka Pierdołka. Przyjaciel na zabój. Psiapsióła bez cycków, ze zwisającym… czymś między nogami. Powinien być już od piętnastu minut, ale jak zwykle się spóźniał i pewnie wpadnie w połowie lekcji. Dziewczyna była dobrą, kochaną Molly która czekała na niego cierpliwie aby spóźnić się razem. W sumie… czy jest jaki jest sens iść na pierwsze zajęcia? Organizacyjne zajęcia?
- Molly! – z zamyślenia wyrwał ją głos jakiejś dziewczyny. 
- Ooo.. Hej, Lilly. 
- Czekasz na kogoś? 
- Na Dana. Pewnie zaraz przyjdzie. 
- A wy ciągle razem się trzymacie. Niesamowite. Tyle lat. – uśmiechnęła się sztucznie. 
- A jednak. 
- Do zobaczenia na zajęciach. 
- Cześć.
     Lilly była zawsze… No właśnie. Ona była. To każdemu wystarczało. Dwulicowa, bogata panienka. Miała zawsze wszystkich na zawołanie. Ludzi traktowała z góry. Przyjaciele? To było dla niej obce słowo. Jedynymi jej przyjaciółmi były pieniądze. W szkole była królową. Nie tylko na balu, który co roku wygrywała. Była też królową na szkolnym korytarzu, stołówce. Nawet na lekcjach! Parszywa suka. Myślała, że może mieć wszystko. Molly dobrze zapamiętała tylko jeden moment, kiedy najfajniejszy chłopak w szkole ją olał. Wyżywała się na wszystkich. Nawet sponiewierała, Bogu ducha winnego Dana.To go dobiło. Przez kilka dni nie było go w szkole. Nie wychodził z domu. Wtedy Molly znienawidziła ją jeszcze bardziej. Często słyszała, jak bawi ją jej przyjaźń z Danem. Może Dan nie był super przystojniakiem, nie miał figury modela, ale był za to najlepszym przyjacielem.
     Dziewczyna już nie chciała więcej myśleć o podłej Lilly więc wyciągnęła nogi przed siebie, rękoma podparła się na trawie i wystawiła twarz do słońca. Zamknęła oczy. Łapała ostatnie promienie letniego słońca. W koło niej panowała błoga cisza, jeszcze chwilę i pewnie by zasnęła. Ale usłyszała lekki szelest za plecami. Zanim zdążyła otworzyć oczy poczuła zimnie dłonie na twarzy które zasłoniły jej słońce.
- Zgadnij kto? - zapytał zdyszany chłopak. 
- Dan! - wykrzyknęła radośnie dziewczyna po czym szybko zdjęła jego dłonie ze swojej twarzy i odwróciła się do niego.
- Hej. - Dan wyszczerzył zęby i kucnął przy niej.
- Jak dobrze Cię widzieć. - rzuciła się na niego i mocno przytuliła.
- Ciebie też - odpowiedział tym samym kołysząc szybko na boki dziewczyną.
- Nic się nie zmieniłeś, ale chyba urosłeś? - Molly zaczepnie potargała jego czuprynę i uśmiechnęła się.
- Oj tam może troszkę. - zaśmiał się Dan
- Głuptasie, chodź bo już jesteśmy spóźnieni. - wstała, otrzepała się z trawy, zabrała teczkę z zeszytami i pociągnęła Dana za rękę. 
     Przyjaciele kierowali się w końcu do szkoły trzymając się za ręce. Nie byli parą ale trzymanie się za ręce sprawiało im przyjemność. Traktowali to jako oznakę dobrej przyjaźni. Dan nie chciał się przyznać ale tęsknił za Molly. Przez dwa miesiące się nie widzieli. Czasem tylko rozmawiali przez telefon. Molly oparła głowę o Dana, i drugą ręka objęła jego rękę jakby już nie chciała go wypuścić. Dan uśmiechnął się lekko pod nosem. Dzięki niej czuł się potrzebny. Brakowało mu pewności siebie, był skryty. Lubili być blisko siebie i spędzać ze sobą czas. Lubił kiedy się do niego przytulała, lubił jej pachnące włosy. Była jego najlepszą przyjaciółką. Znała jego wszystkie najskrytsze sekrety... no może poza jednym. Ale wiedział że kiedyś jej go wyjawi i nie chodziło tu o wyznanie miłosne bo owszem kochał ją ale jak siostrę. To była inna miłość. 
- Jak minęły Ci wakacje kiedy mnie nie było? - zapytała szybko chłopaka po chwili ciszy. 
- A wiesz... jak zwykle. Czytałem, spacerowałem... 
     Dan nie był typem rozrywkowego chłopaka. Gdyby nie Molly najchętniej nie pokazywał by się światu. Nie miał za bardzo kolegów, jego rówieśnicy zazwyczaj interesowali się sportem ale nie on. Z resztą patrząc na niego można było wywnioskować iż nie lubi się za bardzo ruszać. Najchętniej zaszyłby się w swoim pokoju słuchając muzyki i czytając. Uwielbiał książki. Namiętnie tez oglądał filmy i seriale. Czasem trudne do zrozumienia. Ale Molly często mu przy tym towarzyszyła. 
- Dobra wchodzimy na trzy! - Dan rozkazał podchodząc pod drzwi klasy. - Ty idziesz pierwsza, jesteś jego pupilką to nie będzie się wkurzał. Wiesz ze mnie i tak nie lubi... - tłumaczył się Dan.
- Eh Dobra Dan, chodź. - odparła Molly i niepewnie uchyliła drzwi klasy. Dan skrzywił się gdy usłyszał skrzypniecie drzwi. Weszli do klasy ze spuszczonymi głowami. 
- Dzień... -zaczęła Molly.
- Dobry! - dokończył lekko zdenerwowany nauczyciel. 
- Przepraszamy za sp... - tym razem Dan chciał ich wytłumaczyć 
- Ale proszę siadajcie. Siadajcie... dziś Wam daruję - nauczyciel nie pozwolił im dokończyć i patrzył na nich spod okularów. 
     Dan i Molly szybko podbiegli do ławek usiedli obok siebie. Pod ławką przybili sobie "piątki" i puścili do siebie oczka. Dziewczyny z klasy oczywiście popatrzyły na nich z pogardą i niesmakiem. Jak taka piękna dziewczyna mogła zadawać się kimś takim jak Dan. Ale im to nie przeszkadzało. Liczyło się to jakimi są osobami. Dan był inteligentny i tym też imponował Molly. Ona była dziewczęca i piękna ale nie brakowało jej również inteligencji. To ją wyróżniało na tle innych dziewczyn. 
   Następne pięć lekcji minęło im zupełnie normalnie. Pełne skupienie na zajęciach, natomiast na przerwach nie mogli przestać ze sobą rozmawiać. Po zajęciach postanowili spacerem wrócić do swoich domów.
- Musisz koniecznie do mnie przyjść. Przywiozłam Ci coś ze Szwecji. 
- Przecież wiesz, że nie musiałaś. – lekko spochmurniał. 
- Hej. Co jest? – zatrzymała się na środku chodnika.
     Gdy chłopak zauważył, że idzie sam, także się zatrzymał. Podszedł do Molly, jednak nie wydał z siebie żadnego dźwięku.
- Daniel… Co jest? 
- Po prostu jest mi głupio, że za każdym razem coś mi przywozisz, a ja nie mam nic dla Ciebie. 
- Spójrz na mnie. Nie musisz mi nic dawać. Ty mi wystarczysz. Jesteś lepszy, niż najbardziej ekskluzywny prezent. Jesteś moim przyjacielem. To się liczy. 
- Ty też nie musisz dawać mi żadnych prezentów. Wiesz o tym, prawda? – zapytał niepewnie. 
- Wiem o tym mój kochany głuptasku. – przytuliła Dana uśmiechając się od ucha do ucha. 
- A teraz chodźmy. Zapraszam do mnie. Mamy mnóstwo rzeczy do nadrobienia!
    Podczas spaceru, jaki sobie zrobili, usta im się nie zamykały. Dan opowiadał o książkach, które czytał przez dwa miesiące wakacji, o nowych wykonawcach, których zaczął słuchać, Molly natomiast opowiadała o Szwecji. Kiedy mówiło jedno, drugie słuchało z takim zaciekawieniem, jakby miała to być ostatnia rzecz, jaką w życiu usłyszą. W tym byli perfekcyjni. Nigdy sobie nie przerywali. Wysłuchiwali się od początku, do końca. Może w tym tkwiła tajemnica ich przyjaźni? Po powrocie do domu Pani Clarkson nakazała obojgu zjeść obiad. Mimo wszelkich starań nie udało im odmówić. Woleli całe popołudnie spędzić na oglądaniu seriali. Jednak mama Molly była nieugięta.
- Dan! A może pójdziemy do parku? Proszę! Proszę! Proszę! – Molly spojrzała na niego oczami małej dziewczynki. – Pewnie już nie będzie takiej ładnej pogody. 
- No dobra. Pójdziemy tylko do mnie. Muszę odłożyć plecak. 
- Wiedziałam, że się zgodzisz.
- To idź już na dół a ja zaraz do Ciebie dołączę.
- Ok. - wzruszył ramionami
    Molly upewniła się czy chłopak na pewno schodzi i przymknęła drzwi. Z torby podróżnej której jeszcze nie zdążyła rozpakować wyjęła mały pakunek. Prezent dla Dana. Ominęły ją jego urodziny więc musiała go dać czy tego chciał czy nie. Już miała schodzić ale musiała jeszcze sprawdzić czy dobrze wygląda, więc przejrzała się w lustrze.
Dan schodził po schodach. Powoli zaczął zakładać swoje trampki kiedy z kuchni wyjrzała mama Molly wycierając talerze po obiedzie.
- Dan? Już idziesz? - zapytała
- Tak pani Clarkson. To znaczy idziemy z Molly do parku.
- Ah no to dobrze. Łapcie świeże powietrze dzieciaki.
- Tak, niedługo nie będzie na to czasu. Tyle nauki w tym roku.
- No musicie się dobrze przygotować. Wybrałeś już kierunek studiów? - zapytała wycierając kolejny talerz.
- Nie jeszcze nie... - Dan spuścił wzrok.
- Oj jeszcze masz trochę czasu, Molly tez nie może się zdecydować. Może gdzieś razem złożycie podania? 
- Mhmmm może... - odpowiedział niepewnie jakby chciał uniknąć tematu.
- Daniel? A czy Ty przypadkiem już nie jesteś pełnoletni? Miałeś urodziny w lipcu? - zapytała opierając ręce na biodrach.
- Yy no tak. - odpowiedział zaskoczony.
- No to chodźże tu uściskam Cię! Wszystkiego najlepszego mój drogi!  - matka Molly zaczęła obcałowywać pulchne różowe policzki chłopaka.
     Bardzo lubiła Dana. Wydawał jej się porządnym chłopakiem. Czuła się pewnie kiedy jej córka z nim wychodziła, Że nic jej się nie stanie, że nikt jej nie skrzywdzi. Chłopcy w ich wieku mają różne zamiary wobec dziewczyn i zależy im tylko na jednym. Ale Dan taki nie był. 
- A cóż to za wyznania miłości? - zapytała Molly schodząc po schodach.
- Składałam spóźnione życzenia urodzinowe naszemu Dankowi.
- Chodź bo nie da Ci spokoju. Zaraz wyciągnie jakiś tort z lodówki. 
     Młodzi zaśmiali się i wyszli. Molly trzymała w torebce prezent dla Dana. Chciała mu go dać kiedy zajdą do parku. Park był blisko ale odbili jeszcze do domu Dana. Zrzucił plecak, jego rodziców nie było w domu. Znaleźli ciche odludne miejsce jak zawsze i usiedli na drewnianej ławce. Patrzyli na błękitne niebo i cieszyli się swoją obecnością. 
      Natomiast kilkaset metrów dalej, inną alejką szedł młody, wysoki chłopak z długimi ciemnymi włosami zarzuconymi na bok. Wszystko co miał na sobie było zbyt dokładnie przemyślaną inicjatywą. Ciemne spodnie z wytartymi do białości śladami na udach i łydkach. Był przy nich pasek jednak z dość okazałą klamrą w kształcie owalu która miała na sobie kamienie imitujące cyrkonie. Zbyt duża, niebieska koszula luźno zwisała mu na chudym ciele. Kyle. W uszach miał słuchawki. Uwielbiał muzykę, tak bardzo że radośnie podrygiwał w takt tego co mu grał obecnie odtwarzacz na płyty CD. Rozmyślał nad swym pierwszym dniem w szkole. To miał być dla niego nowy początek, nowi ludzie i nowe perspektywy. Miał założony plan który chciał osiągnąć... być kimś. Chłopakiem który ma zawsze przy sobie wianuszek dziewczyn, był zauważony. Może gdy nieco przypakuje zostanie zawodnikiem szkolnej drużyny? Wszystko przed nim. Miał bardzo rozrywkowy charakter i zawsze było go pełno. Idealny przywódca. Przecież całe życie nie może być patyczakiem!
    Kiedy szedł w stronę swego domu nagle zatrzymał się w połowie kroku. Dostrzegł brunetkę i bruneta którzy mieli uniesione wysoko głowy ku niebu. Kyle od razu rozpoznał dziewczynę, przykuła jego uwagę już w autobusie szkolnym. Była interesująca, ładna, drapieżna a co najważniejsze dla takiego laika jak on, miała okazały biust. Klasnął w dłonie przybierając uśmieszek złoczyńca. Nawet obecność nieznajomego chłopaka nie zrobiła na nim wrażenia. Co bowiem mógł mu zrobić grubasek? Nic. Na bank nie są parą więc czemu nie miałby próbować. Jeśli kraść to miliony! Przetarł dłonią swojego "dziewiczego" wąsa i rozejrzał się dookoła siebie. Od razu zlokalizował to co chciał. mały klombik z kwiatami. Nazrywał kilka fioletowych i żółtych kwiatków w mały bukiecik po czym bardzo cicho, niemal niezauważalnie podkradł się od tyłu do ławeczki. Przyskoczył do strony z której siedziała Molly klękając na kolana.
Lico twe piękne, a natura łaskawa... Przyjmij więc ode mnie tego oto kwiata.- zrymował puszczając do niej oczko i wręczając zerwany bukiet. Niektóre kwiaty były wraz z korzeniami i ziemią, jednak on o to nie dbał.
- Jeśli potrzebujesz rycerza o pani w złotej zbroi jam ci godzien i rumaka mego przyprowadzę.- mówił udając tonacją aktorów grających sztukę szekspirowską. W dodatku zbyt mocno gestykulował. Jednak zaraz zerwał się na równe nogi i zaczął zachowywać się niczym rasowy raper.
- Jednak jeśli chcesz będę twym dresiarzem na ośle...joł joł...- pomachał chwilkę rękami po czym się wyprostował. Dan i Molly patrzyli na niego oniemieli. Kyle zarechotał wesoło i wyciągnął ku dziewczynie rękę.
- Simmons... Kyle Simmons.- udał głos Jamesa Bonda i puścił znów oczko. Następnie zerknął na jej towarzysza i poklepał go po ramieniu.
- Co tam Bro? Mam nadzieję że nie podbijasz do tej dziuni... - cmoknął przez zęby językiem.
- N.. nie...- zająknął się niebieskooki uciekając gdzieś wzrokiem.
- Uf... to ułatwia mi krąg usuwania rywali. Wiesz co mam na myśli Bro...- wyszczerzył się po czym po prostu usiadł na piasku przed ławką i ściągnął z pleców swoją torbę.Molly spojrzała na przyjaciela zdziwiona, unosząc brwi do góry.
- Ty tu... tak zamierzasz siedzieć?- zapytała przechylając głowę. Kyle wyjął z swego plecaka folię w której miał zapakowane kanapki których nie dojadł w szkole. Odwinął jedną i wsadził w całości do ust.
- Eham i thak co w thomu obić...- mówił z pełnymi ustami i uśmiechnął się prze co dwójka mogła zobaczyć dokładnie z czym ma kanapkę. Dan zmieszał się i coraz bardziej czuł się nieswojo. Molly zbyt dobrze to wyczuwała. Zmarszczyła brwi obserwując go. Przybysz przełknął szybko to co miał w ustach i skakał wzrokiem to z jednej osoby to na drugą.
- To jak ma na imię moja wybranka tego tygodnia i jej towarzysz...?- dopytywał z wesołym blaskiem w oczach.
- Wybranka tygodnia?- wycedziła nieco urażona dziewczyna zaciskając w pięści kwiaty które dostała od patyczaka.
- Ja jestem Dan, a to Molly.- powiedział grzecznie przyjaciel. Nie chciał aby brunetka się niepotrzebnie denerwowała.
- Molly... Moluśna... Mooolly... prawie jak krowa... no wiecie... taka Mućka Moooluśna. Ding, ding z dzwonkiem przy szyi... Może dlatego masz takie...- spojrzał na jej biust zbyt odważnie niżeli powinien. Był zbyt roztrzepany i bezmyślny niżeli wymagały by tego ramy odpowiadające temu wieku. Był szczery niczym dziecko. Molly otwarła aż usta z zdziwienia, a Dan? W nim się gotowało że ktoś tak mówi o jego przyjaciółce, jednak był jak zwykle wycofany. Brakło mu pewności siebie i odwagi.
- Jak dobrze że was poznałem! Jak super że już pierwszego dnia mam z kim siedzieć na stołówce! Ale uprzedzam... za długo się utożsamiać z wami nie będę... chce zdobyć koronę króla balu i wszystkie najwyższe miejsca w szkole. - machnął ręką. Dziewczyna aż wściekle zasyczała.
- Nie będziemy tęsknić.- odpowiedziała z przekąsem.



Zapraszamy do komentowania, niecierpliwie czekamy ! :D